Wywiad z Niną Wertz

Rozmawia niezależna dziennikarka Izabela Stańdo

Jeżeli chcecie wiedzieć, co Nina jada na śniadanie, gdzie spędziła ostatnie wakacje i jakie fasony spodni odpowiadają jej figurze, jeżeli interesuje Was kolor jej pościeli i zapach perfum to nie czytajcie tego wywiadu.

Tekst, który oddajemy do Waszej dyspozycji ma na celu pokazanie niebanalnej osobowości i dużego talentu. Wspólnie zastanowimy się, co to znaczy być artystą i dlaczego tak trudno zajmować się wolnym zawodem współcześnie.

Twoje pierwsze muzyczne wspomnienia, czyli o tym, co kształtuje ukryte w dziecku talenty.

Jeżeli mam mówić o moim pierwszym wspomnieniu muzycznym to muszę wspomnieć o niezwykłym charakterze domu rodzinnego – domu, dla mieszkańców którego granie, śpiewanie, kompozycja to można powiedzieć był chleb powszedni. Rodzice kupowali mnóstwo instrumentów. Pamiętam pianino, dwie gitary, akordeon, bandurę i skrzypce. Całe moje dzieciństwo wiąże się z muzyką.

A moje pierwsze pragnienie muzyki? Pamiętam, jak odwiedzili nas znajomi i mój starszy brat, Jarek, grał na pianinie, a ja - "ja też tak chcę". Muzyka była czymś pożądanym, kojarzyła mi się z ogromną przyjemnością, niezwykłym doznaniem, tajemnicą, którą się chce posiąść.

Edukacja moich najmłodszych lat uzupełniana była o całkiem profesjonalne propozycje. Rodzice pracowali w Kijowie. Niedzielne wyprawy do kościoła uzupełnione były niemal zawsze "programem artystycznym": koncert, opera, balet. Moja mama zeznaje, że pierwszy raz zabrała mnie do opery jak miałam dwa lata. Jak na swój wiek wykazałam wyjątkową cierpliwość i uważnie słuchałam zaproponowanej mi opery.

Ja sama pamiętam inny moment. Niezapomniany balet Giselle. Mam cztery lata i z zapartym tchem oglądam baletnice na scenie. Pierwsze wzruszenie artystyczne: pamiętam zwiewne ubranie ducha głównej bohaterki i jej taniec w tęsknocie za żywym ukochanym!.. ryczałam jak bóbr.

Muzyka potrafi niebanalnie oddziaływać na emocje – nawet małego dziecka. Mój tato (kompozytor należący do Związku Kompozytorów Ukrainy) zawsze starał się pokazać mi wartość muzyki. Sam wpadał w trans słuchając. Sugestywnie pokazując treść "Baby Jagi" jednego z "Obrazków z wystawy", wystraszył mnie małą i doprowadził do płaczu tym razem ze strachu. Gdy tylko zauważył moją nieoczekiwaną reakcję powrócił z zaczarowanego świata i mocno przytulił.

A mówimy o tym właśnie, bo....

...bo wydaje się, że ludzie cenią coraz mniej solidne podstawy i wychowanie muzyczne. Patrząc na to, co proponują nam współczesne media mam wrażenie, że najlepiej być sprzedawcą telefonów komórkowych, który nagle odkrył pokłady niezwykłego głosu, czy przypadkowym człowiekiem z ulicy śpiewającym lub grającym. Nie chcę umniejszać umiejętności takich ludzi.

Zależy mi na tym, aby zrozumiano, że dla jakości tworzonej sztuki naprawdę ważne jest środowisko, w którym się wyrasta i praca - często przez całe życie - nad talentem, który się posiada. Takich rzeczy nie osiąga się z dnia na dzień na skutek nagłego postanowienia – od dziś będę artystą.

już wkrótce ciąg dalszy rozmowy